wtorek, 28 stycznia 2014

Mam taki niewiele warty dar.
Gdy zanurzam się w historię, którą już dobrze znam - bo każdy ma takie filmy, które ogląda jak już mu nic innego nie pozostało, takie książki, które go koją, takie historie, których czasem potrzebuje - czytał je, gdy było mu dobrze - kiedyś pomogły - zawsze to robią - zapominam jej fabułę wraz z pierwszą sekundą literą i klatką. What has been done, can be undone, sometimes.

W niedzielę dzień święty użyłam go sobie.
Wykasowałam z głowy historię i włączyłam film. Najpierw bardziej byłam skupiona na misce z zupą, potem tradycyjna patologia smartfonowa, a potem już nie dało rady.
The Great Gatsby rozdarł mnie na pół. Nie przypuszczałabym w życiu, ze hollywódzki hit z popularnym aktorem dołączy do tych kilku filmów, po których trzeba się patrzeć w sufit.

A przecież to nie tylko film, najpierw była książka, którą wygrzebałam trzy lata temu na stoisku antykwariatu w BUWie. Zachłysnęłam się od razu, doczytywałam w metrze, wgapiając się co rusz. z braku laku, braku przestrzeni dla oczu, w stopy innych ludzi.
No więc to historia. Nie wiem co mnie w niej tak odurza.

Chociaż oczywiście że wiem. Obsesja. Kronika zapowiedzianej porażki. Wiadomo, że nic z tego. I ta nadzieja w oczach taka jakby półprzezroczysta. Chcesz złapać za ramię - Ciebie ktoś zawsze łapie, daj spokój Kasia, to, na co czekasz, nigdy się nie wydarzy (nie to, żebyś uwierzyła). Obsesje mam w małym palcu - albo lubię kogoś za bardzo, albo wcale (Plath). Porażki też mam w małym palcu, więc dobrze spojrzeć na cudze z dystansu.

W filmie doszła do tego baśniowość, przerysowanie gestów, mimiki, rzeczywistości. Niektórzy mówią, że przesada, ale widocznie nie mają we krwi takich pokładów egzaltacji jak na przykład ja. Światło jak w teatrze. Gwałcąca uszy muzyka. The XX, Lana i prohibicja. Ale i okropny niepokój. Zwala Ci się na głowę cała ta nieszczęśliwa miłość, ale jakby napompowana do rozmiarów życiowego planu.
Gatsby nie może się doczekać spotkania - gryzę palce. Czuję go.
Scena z wyrzucaniem koszul i łzy. Jak mały chłopiec, dam Ci wszystko, nawet zasuszoną dżdżownicę. Ja kiedyś dostałam. Wszystko to wszystko.
Scena wypadku samochodowego - unoszę rękę i patrzę na swoją gęsią skórkę.

A przecież gdyby im się nawet udało, to i tak w końcu...te deski nieopuszczone, skarpety pod fotelem, niedomyte naczynia. Odsuwanie się na brzeg łóżka, posiłki milczące i niechęć, przerywana co jakiś czas zapewnieniami, którymi przekonujesz sama siebie, wybuchami śmiechu. Jak powiedział pan aktor z Klancyka: 'Spójrz za okno, co widzisz? Świat pełen zepsutych związków?'. No, tak jakby. Zepsute albo nieistniejące.
Co gorsza, do nieistniejących sobie można bardzo wiele dowyobrażać.

No i dlatego czasem boję się obejrzeć film. Albo włączyć ładną piosenkę. Że mi wybuchnie klatka piersiowa. Sztuka sprowadza cierpienie, kurwa no! Rzekła Jelinek, nie wiem czy z przekleństwem.

Poza tym na zachodzie bez zmian. Shake it like a polaroid picture, zaśpiewał pan w piosence. Jeśli potrząsnę głową jakieś miliard razy, to może mi się w niej wszystko ułoży, hm? Próbowaliście? Mnie dziś łaskoczą zatoki, więc podłączam się do kroplówki z Wesem Andersonem. Obejrzałam przed chwilą etiudę 'Hotel Chevalier' i jeśli skończyłam z nieco spoconymi oczami, uśmiechając się w pięść, to Wam też polecam kliknąć play poniżej.



Lub poniżej i powgapiać się w śnieg. Dobro.


Bleh. W czwartym tygodniu nowego roku chciałabym, żeby ktoś dla mnie coś pysznego ugotował. Chciałabym spotkać kogoś zachwycająco dziwnego. Chciałabym, żeby już było KIEDYŚ.

16 komentarzy:

  1. Dziwne, jak bardzo się wpasował ten tekst w moje dziś. "Wielki Gatsby" wyszukany na pchlim targu dwa tygodnie temu, dziś zostanie przeczytany. Odwlekałam, bo się obawiałam,czułam, że to będzie jedna z TYCH książek. Jak "Szklany klosz". A tego słuchałam czytając sobie http://www.youtube.com/watch?v=sTOMply2pBs, jakbyś miała ochotę;) / ania

    OdpowiedzUsuń
  2. O boże bożenko o boże Bzu! Teraz Cię kocham jeszcze bardziej, jeszcze jesteś bardziej ulubiona, najbardziej z całych internetów. Myślałam, że w całym tym nieczułym świecie tylko ja kocham Gatsby'ego. Zawsze, kogo nie spytam - "aaa książka jak książka", "myślałam, że lepsze", "nudna", "mało się dzieje", podczas gdy dla mnie - najukochańsza, najulubieńsza. W tym roku obejrzałam film - wyszłam z kina zmiażdżona, przytłoczona, z mokrymi oczami, z obrazkiem Leo jako idealnym Gatsbym , jakby go sam Scott Fitzgerald napisał *Redford to kasztaniarz*... Po czym zostałam sprowadzona na ziemię przez współ-oglądaczy, chłopca (książkę lubi, więc może sołlmejt) i użytkowników filmweb'a, że sztampa, że kicz, że kaszana, żałość i ostatnie podrygi dziadygi Luhrmanna. A tu jeszcze ktoś, kogo tak samo poruszył i w ten sam sposób, i te same refleksje, gdybym umiała tak dobrze pisać jak Ty. Naprawdę. Co nie wejdę na tego blogasa to zawsze zamieram, nieodmiennie, niezmienne, od początków czytania bo zawsze myślę, że to prawie jak w być jak John Malkovich, że tu gdzieś ktoś znalazł klucz do mojej, twojej, jeszcze może czyjejś głowy i spisuje na blogspocie przemyślenia z autobusu albo znad kubka z kakao (z kożuszkiem) Nie wiem ki diabeł.

    PS: *Marzeniem jest moim napisać do Ciebie ale się wstydzę!* I tak się czaję! Nawet z reguły nic nie komentuję, tylko czytam. Not sure czy bardziej Gatsby czy mem z nieprzystosowanym społecznie pingwinem. Story of maj lajf.

    Pozdrawiam Cię gorąco w ten mroźny dzień!

    OdpowiedzUsuń
  3. ja marzę o tym, żeby "kiedyś" nastąpiło W OGÓLE.

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje pierwsze podejście do Gatsbego w gimnazjum było dosyć niefortunne, przerwałam gdzieś w połowie i stwierdziłam, ze to przerost formy nad treścią. Byłam wtedy oczarowanej Bułhakowem i wszystko inne wydawało mi się nieciekawe. Ale w wakacje odkryłam opowiadania Fitzgeralda m.in. jedno z moich ulubionych "diament wielki jak góra" i przepadłam. Gatsbego jeszcze raz przeczytałam, wypisujac z niego nawet ulubione zdania - wiem, ze to końcowe zdanie z ostatniej strony mnie zachwyciła, niestety nie mam teraz do niego dostępu, ale jak wrócę do domu to chyba sobie przejrze moje notatki :)
    Co do filmu - magia, muzyka tez cudowna. Choć moja mama uważa, ze wersja z lat 70 jest dla niej lepsza, tez muszę w końcu zobaczyć. A clair de lune koi zmeczona dusze ;) (No i znowu się rozpisalam).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolina, ja Ciebie musze poznać osobiście, chyba się polubimy ;>

      Usuń
    2. Bardzo chetnie;) będę się odzywać przy okazji wizyt w stolicy, Kraków tez zaprasza!

      Usuń
  5. W instrukcji do mojego polaroida z kolei napisane było, żeby nie potrząsać zdjęciem czekając na obraz :) Wszystko się z czasem ułoży samo. Czy jakoś tak. /Jusia

    OdpowiedzUsuń
  6. Bzu, z reguły powstrzymałabym się tak jeszcze z kilka tygodni, miesięcy, ewentualnie lat, żeby napisać Ci pierwszy komentarz, ale tym razem miarka się przebrała. Zbyt dużo punktów wspólnych nam się pojawiło po Twojej ostatniej notce ;) Zaczęłam Cię czytać niedawno, jakieś kilka tygodni temu, bo od dłuższego czasu śledzę podróże Uli Celebrytki, no więc tak się jakoś złożyło, że wpadłam na Twojego bloga, bo w końcu chłoniesz Warszawę na codzień, tak jak i ja. Lubię bardzo czytać spostrzeżenia innych na temat tego Samotnego Miasta, bo mam wtedy wrażenie, że wszyscy ci patrzę-na-swoje-stopy-bo-są-najciekawsze i nie-uśmiechnę-się-do-ciebie-bo-przecież-się-nie-znamy przechodnie czują podobnie jak ja, tyle że wstydzą się przyznać, jak bardzo chcieliby poznać w tym mieście swoją soulmate. W Twoich tekstach da się wyczuć, że darzysz Warszawę ciepłym, sentymentalnym uczuciem, choć na pewno nieco świeższym od mojego uczucia, bo moje jest we mnie obecne od urodzenia, gdyż tutaj mieszkam całe życie. Może już lepiej przejdę do jakiejś sensownej puenty. Zaintrygowałaś mnie :)
    No a dzisiejsza notka - cud miód! Wiesz doskonale, jak trudno jest znaleźć kogoś, kto na film o Gatsbym nie spojrzy jak na pełną świecidełek mdłą bajeczkę. A nikt nie docenia właśnie tej wręcz teatralnej gry aktorskiej, tego wyszukanego przerostu formy nas treścią. No i przesłania. To naprawdę nie jest płytka opowieść, ale Tobie nie muszę tego udowadniać ;)
    Książki jeszcze nie przeczytałam, bo... i tutaj niespodzianka. Masz tak samo jak ja z tykaniem książek czy filmów o podwyższonym ryzyku wywołania ścisku w gardle. I wybuchu w klatce piersiowej! Bez kitu, piosenki czy filmu można panicznie się bać i to jest całkiem zasadne.
    Już myślałam, że bliżej mnie nie podejdziesz, aż tu nagle docieram do końca notki i widzę Hotel Chevalier. Matko, do tej pory nie poznałam chyba ani jednej osoby, która by to obejrzała. A piosenka "Where do you go to, my lovely" jest jedną z najsłodszych...
    Podsumowując Kasiu, zaczynam się Ciebie poważnie obawiać i z niecierpliwością czekam na kolejne newsy zarówno z Warszawy, jak i z Twojego przepełnionego kolorami umysłu.
    Pozdrawiam ciepło,
    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziekuje za ten przeslodki komentarz, przeczytalam ze spoconymi oczami <3

      Usuń
  7. Gatsby jest cudowny, ale ja równie olbrzymie katharsis przeżywam też przy innym dziele Fitzgerald'a, a mianowicie przy "Ciekawym przypadku Benjamina Button'a". Tzn opowiadanie mi się nie podoba, ale może to dlatego, że najpierw zobaczyłam film, który rozdziera mnie na kawałki i to za każdym razem coraz bardziej... Dużo osób kręci nosem, że za długi, nudny i ciągnie się w nieskończoność, ale dla mnie to mistrzostwo.
    Trzymaj się i pisz jeszcze więcej, Bzu. Liczę, że Cię kiedyś ujrzę na ulicach Grochowa. :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak będziesz we Wrocławiu to zapraszam do siebie - ugotuję coś przepysznego ;)
    aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciebie łaskoczą a mnie ciągną. Nie wiem co gorsze. Przy odrobinie dobrej woli łaskotki mogą być przyjemne. W sumie, przy odrobinie dobrej woli wszystko da się znieść. Nawet ten syf za oknem.
    Póki co, złap się dobrej woli a z resztą powoli....

    OdpowiedzUsuń
  10. A u mnie coraz mniej czasu na Gatsby'ego, na piękne książki i piękne filmy. Tonę sobie w obowiązkach i marze o tym Kiedyś, co ma nadejść i niech nadchodzi jak najszybciej, bo jeśli nie to z całą pewnością zwariuje. Dlatego dzięki Ci Bzu za to, że częściej jesteś tu, na twitterach i innych social portalach, bo jak się widzi, że ktos jeszcze jedzie ze smierdzacym dziadem w autobusie, słucha fleet foxes w tę mroźną zimę i tak pięknie ubiera wszystko w słowa to jakoś tak człowiekowi lepiej i cieplej.
    Uściski i pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  11. "Chciałabym, żeby już było KIEDYŚ." - chyba sobie to wpiszę w dziennik. Oczywiście z podaniem źródła cytatu. "Gatsby" to książka, którą mam nieustannie zapisaną na liście "to do", i tylko go przenoszę do kolejnych notatników i kalendarzy i ciągle o nim zapominam i wciąż go nie przeczytałam. Ale tak smacznie opowiadasz, że człowiek natychmiast robi się głodny...

    OdpowiedzUsuń
  12. Żałuję, że to przeczytałam tu i teraz, czyli w biurze, w ołpenspejsie, o godzinie 12:18, a nie w domu, gdzie wszystkie książki, zdjęcia, gdzie można od razu włączyć film (zawsze sobie mówię, że będę oglądać tylko raz, bo tyle jest na świecie, że szkoda, ale jak odmówić tej historii), gdzie można spokojnie pozwolić wzrokowi się zeszklić.
    W ogóle Ciebie się nie powinno czytać, bo ma się ochotę zakwestionować obecny mode de vie - w marynarce, przy biurku, do 18:00 - i spytać, dokąd to prowadzi i po co ja to sobie robię. Brukselska secesja leczy dużo smutków i wątpliwości, ale niektóre są za głęboko.

    Monika

    OdpowiedzUsuń